Spełnione marzenie - druhny Magdy słów kilka o mierzeniu się ze szlakiem św. Jakuba



       Moje marzenie o pielgrzymowaniu szlakiem św. Jakuba zrodziło się około 2-3 lata temu ,a już w poprzednim roku obiecałam sobie, że pójdę sama albo z kimś kto też ma takie pragnienie.
Na zjeździe instruktorów SK w Niepokalanowie okazało się, że podobne marzenie ma też jedna z instruktorek z SK 3 - Paulina. Nie znałyśmy się dobrze, ale to Pan Bóg pomógł  nam otworzyć się na siebie nawzajem oraz na doświadczenia na drodze, których było nie mało i które przemieniły nasze serca. Łatwo nie było... Ale było warto!

      Od najmłodszych lat pielgrzymowałam na Jasną Górę( bo już w wieku 11 lat byłam 1-szy raz i potem jako nastolatka zaczęłam chodzić już co roku . Jednak pielgrzymka do Santiago de Compostela( grobu św. Jakuba) była zupełnie inna, pod względem ilości kilometrów jak i duchowym. Najważniejsze co udało mi się dostrzec to fakt, że pielgrzymuję nie tylko do jakiegoś świętego miejsca, ale to całe moje życie jest pielgrzymką. Osiągnięcie celu tu na ziemi np. Jasna Góra czy tego celu duchowego- nieba nie jest najważniejsze. To sama droga jest istotą , w jaki sposób osiągnę cel, jak pokonam trudności, problemy, które pojawiają się na drodze.
      O podróży na Camino marzyłam już wcześniej kiedy słyszałam od znajomych jaka piękna to droga i jakie wyjątkowe doświadczenie. W końcu po wielu modlitwach mogło się zrealizować. Wydawało mi , się przejście ok 30 km dziennie nie będzie dla mnie wysportowanej osoby trudnością. I w większości dni tak było, poza kilkoma etapami, gdzie wchodziłam pod górę a za kawałek było strome zejście i tak przez cały dzień, plus dość ostre hiszpańskie słońce.
       Prawdziwym wyzwaniem dla mnie było zmierzenie się ze sobą, swoimi słabościami i nastawieniem żeby iść szybkim tempem. Przez pierwsze 3 dni uczyłam się jak nie iść zbyt szybko , żeby nie zostawić mojej współtowarzyszki podróży- Pauliny , za bardzo w tyle. To była niesamowita lekcja pokory dla mnie i wyzbycia się swojego pięknego wyobrażenia o drodze. Wewnętrznie „ walczyłam” ze sobą , aby nie być egoistką i jej nie zostawić ,bo szła dużo wolniej ode mnie. I chociaż po 3 dniach znalazłyśmy sposób , żeby każda z nas mogła iść w swoim tempie , to było to niezwykle ważne doświadczenie dla mnie. Mogłam dzięki temu otworzyć się bardziej na drugiego człowieka, jego potrzeby oraz na to , że Pan Bóg ma dla mnie lepszy plan od mojego.
     Przełomowym dniem był 3 dzień. Poprzedniego dnia szłyśmy prawie 38 km w niesamowitym upale, prawie bez cienia z resztkami wody w butelkach, w pewnym momencie zaczęłam śpiewać: „ ześlij deszcz, ześlij deszcz” . Pan Bóg szybko wysłuchał mojej prośby bo 3 dniach naszej wędrówki przyszła wielka ulewa i burza. To był też dzień kiedy wchodziłyśmy na górę z krzyżem- Cruz de Ferro , pod którym pielgrzymi zostawiają kamyk zabrany spod swojego domu. Symbolizuje on problemy życia codziennego, zranienia, swoją przeszłość.
     Ten deszcz w trakcie wejścia na tą górę , był dla mnie takim symbolicznym obmyciem Boga z wszystkich grzechów. Pomógł mi przygotować się na zostawienie tego kamyka, zostawienie swoich trudności i swoich egoizmów. Po tym dniu patrzyłam już inaczej na drogę , którą mam przejść, na moje wyobrażenia jak ma ona wyglądać . Zostawiłam to wszystko w rękach Boga i cała ta pielgrzymka zaczęła się jakby dla mnie na nowo.
     Po drodze spotykałyśmy niesamowitych ludzi, życzliwych, uprzejmych, pomocnych, z otwartym sercem na drugiego. Wiele osób zapadło mi w pamięci, ale jedno małżeństwo wyjątkowo. Byli młodym małżeństwem , które szło z samej Polski, z Rzeszowa ( ok 3 500 km) . Pielgrzymka do Santiago była ich podróżą poślubną , bo dzień przed wyruszeniem udzielili sobie sakramentu małżeństwa. Taka radość i miłość z nich biła , że udzielała się innym.
    Pan Bóg jest wielki i działa w każdym momencie naszego życia, tylko potrzeba otworzyć się na Jego działanie. Ja tego mocno doświadczyłam i doświadczam każdego dnia.
Chwała Panu!
Dh Magda

Komentarze